Podróż Portugalia pachnąca eukaliptusem :)
Portugalię odwiedziliśmy na przełomie września i października 2010 roku. Lecieliśmy do Faro, stamtąd autobusem do Praia Da Rocha, gdzie mieliśmy zarezerwowany hotel. Na lotnisku, przed odbiorem bagażu, jeszcze nie zdążyłam przekroczyć drzwi wyjściowych, a już poczułam zapach powietrza, które dostało się do środka. Zapach był cudowny, słodkawy. Właściwie trudno określić ten zapach... cos jak eukaliptus w połączeniu z iglakami/żywicą? Jedno jest pewne, zapach bardzo przyjemny, niczym olejki eteryczne lub odświeżacz powietrza :) W niektórych miejscach zapach był intensywniejszy, a może ja zaczęłam sie do niego przyzwyczajać i juz tak mocno go nie czułam. Jedno jest pewne, przy samym wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego zapach oceanu wypiera inne zapachy zdecydowanie :)
Portugalia przywitała nas deszczykiem, który w upale był przyjemną mżawką na gołe ramiona. Dowiedzieliśmy się, że poprzedniego dnia nastąpiło małe załamanie pogody (po 3 miesiącach bez opadów), ale za kilka godzin ma sie wypogodzić. Faktycznie tak się stało, już wieczorem niebo się zaczęło przejaśniać, a przez najbliższe 2 tygodnie niebo było bezchmurne z wyjątkiem jednego dnia. Tak więc chyba na urlop zasłużyliśmy, bo pogoda była idealna, a pogorszyła się w dniu wyjazdu ;)
Szczerze mówiąc Portugalia nie zachwyciła nas tak, jak się tego spodziewaliśmy. Nie napiszę, że jestem zawiedziona, bo wyjazd się udał, podobało nam się, pozwiedzaliśmy i odpoczęliśmy, jednak czegoś nam brakowało... na pewno nie jest to miejsce dla osób, które lubią bliskie spotkania z naturą, tak jak my :) Krajobrazy sa niestety bardzo ubogie, przynajmniej o tej porze roku. Oczywiście jak zaczynaja padać tam deszcze, na pewno wszystko zaczyna się zielenić i zachwycać, jednak po lecie nie ma na czym oka zawiesić. Południe Portugalii wygląda jak step, bez skrawka trawy... wyschnięte, żółte, spalone słońcem trawy, przypominają źbła zbóż zaraz po skoszeniu ;/ Przeważają krzewy, czasem jakieś drzewo... w południowo-zachodniej części nawet o drzewo ciążko. W porównaniu z zielonym Korfu, gdzie roślinność, mimo klimatu była piękna i bujna, Potrugalia prezentuje sie bardzo mizernie.
Chcę szczerze opisać wyprawę, a nie pisać bajki, więc nie mogę nie wspomnieć też o Portugalczykach, którzy byli bardzo zdystansowani do turystów i dość obojętni. Na własne oczy widziałam jak obsługa jednej z restauracji, chyba z nudów obgadywała przechodzących ludz i śmiała się z nich i pomimo, że nie rozumiałam ich języka, łatwo było się domyslić po tonach głosów i minach, o czym mówią. To był jednorazowy incydent, były też oczywiście osoby bardzo sympatyczne i otwarte, jednak ogólnie rzecz biorąc, czuliśmy sie obsługiwani trochę jakby z łaski, zarówno w restauracjach jak i sklepach. I znowu porównanie do bardzo przyjaznych Greków, którzy wręcz słyną z tego, że sa przesympatyczni i przyjaźnie nastawieni, w Portugalii czulismy się trochę jak intruzi.
Wybrzeże jest niesamowicie piękne, ale o tym niżej :) w odpowiednich punktach. Bardzo podobało mi się, że Portugalczycy również szczyca się swoją lokalną kulturą i trzymają się pewnych tradycji i obyczajów. Wszędzie gdzie okiem sięgnie, można zauważyc piękne azulejos. Są to malowane płytki ceramiczne, po naszemu "kafelki" :) w pięknych wzorach, kolorach, przedstawiające najczęściej naturę, świętych, sceny biblijne, nawiedzenie fatimskie (bardzo często), sceny historyczne. Chyba będę musiała założyć oddzielny punk poświęcony samym azulejos :)
Kolejnym bardzo charakterystycznym dla Algarve elementem były kominy. Wszystkie są podobne, ale wyglądają pieknie na tle niebieskiego nieba. Są prawie na każdym dachu i dla mnie były takim symbolem "zjednoczenia" :)
Następna rzecz, która bardzo mi sie podobała i nawiązywała do kultury portugalskiej, to mauretańskie lampiony, które ja nazywałam "kagankami", bo kaganki mi przypominały :) Było ich bardzo wiele w sprzedaży i były pięknie malowane - żałowałam, że nie mogłam jednego kupić, może nastepnym razem :) Nie mniej jednak świadczyły o ciągle tu obecnych wpływach mauretańskich i były montowane najczęściej przy wejściach do domów, bądź na balkonach. Wyglądały cudnie :)
Nie można też zapomnieć o bardzo charakterystycznych kolorowych kogutach z Barcelos :) Z kogutami związana jest legenda sprzed wielu wieków, gdy to pewien galisyjski pielgrzym miał zostać niewinnie skazany za czyn którego nie popełnił - oczywiście na śmierć. Jego ostatnim życzeniem przed egzekucją było oświadczenie przed sędzią o jego niewinności, ale sędzia nie przyjął go, gdyz akurat przyjmował gości na kolacji. Wtedy skazaniem wskazał na półmisek z drobiem na stole sędziego i powiedzial "Jeśli jestem niewiny ten kogut ożyje" :) Wtedy podobno ptak zapiał, a mężczyzna uratował życie :)
Panują tu też bociany :) Są na kominach (te prawdziwe), malowane na łodziach, ozdabiają wiele rzeczy. Jadąc autokarem na wycieczkę, na rozlewiskach, trochę jak na bagniach, pierwszy raz w życiu widziałam tyle bocianów na raz w jednym miejscu... chodziły sobie dostojnie brodziły, a było ich 200 na pewno... :) Fantastyczny widok :)
Alvor to wspaniałe <teraz już miasteczko>, kiedyś wioska rybacka. Jest położone jakby wgłębi lądu, tak jak Portimao, przy ujściu rzeki. To, co najbardziej podobało mi się w Alvorze, to jego urokliwe, wąskie uliczki :) kolorowe małe domki... Co ciekawe, przemieszczając się od przystanku autobusów, gdzie jest również postój taksówek, nie da się nie trafić do portu rybackiego, nie da się nie przejść głównym "deptakiem", choć deptaka to to nie przypomina :) Zaskakujące jest to, że Alvor jest małe, a co chwila, spacerując idzie sie na zmianę pod górę i z górki :) Przechadzając się tak, kierując po wieży kościelnej widocznej z daleka, doszliśmy do żółtego kosciółka. Jest czarujący :) Był otwarty, w środku tylko jedna para turystów, w środku ulga - chłód i chwilowy odpoczynek od upału na zewnątrz. W dole wioski wzdłuż portu rybackiego, jest niewielka "promenada" w postaci kilku restauacji, które serwowały głównie ryby, prosto od rybaków. Można zaobserwować sporo kutrów i rybaków przy pracy, czyszczących sieci. Warto wybrać się do Alvor na wycieczkę i pobyć z tym miasteczkiem. Kupiłam tam kilka pamiątek, bo raz, że wybór był większy niż w Praia Da Rocha, a dwa, że ceny niższe :)
W Praia Da Rocha mielismy okazję mieszkać przez 2 tygodnie pobytu w Portugalii. Piękne plaże, szerokie i długie. Cudowne formy skalne wzdłuż i w poprzek plaży. Żeby przejść plażą od Praia Da Rocha do Praia Da Vou, trzeba przechodzić pod skałami, przeciskać sie szczelinami (w niektórych miejscach tylko podczas odpływu), popłynąć łódką lub czekać na odpływ. Odpływ następuje niby co 12 godzin, ale my zauważyliśmy, ze nie ma reguł i wcale nie następuje 2 razy dziennie jak w zegarku, a nawet z kilkugodzinnym opóźnieniem. Trzeba uważać, by nie zostac odciętym przez ocean na plaży bez wejścia na klif :) Przypływy nastepuja dosyć szybko i sporo osób podmyły zaskakując podczas opalania :) Praia Da Rocha jest szeroka i ciągnie sie od wschodu od rzeki, którą wpływają kutry rybackie do Portu w Portimao i Ferragudo. Na plaży sa boiska do siatkówki. Wzdłuż rzeki jest betonowe molo, usypane na kamieniach, gdzie kryjówkę ma mnóstwo małych krabów. Na końcu jest cos na wzór małej latarenki morskiej, a przynajmniej mrygajacego światelka. Plaże są bardzo czyste, sprzątane codziennie wczesnym rankiem traktorem, który ma zamontowane coś do przesiewania piasku. Jest też dużo śmietników. Przez prawie cała szerokosc plaży są kładki z desek, dzieki czemu można dojechać wózkiem z dzieckiem bądz inwalidzkim. Kolory skał sa bajeczne. Od jasnej kosci sloniowej, po pomarańcz. Mają ciekawe kształty i odcienie, nie można się na nie napatrzeć. Wszędzie stoją tabliczki ostrzegajace przed niebezpieczenstwem, gdyz lubią się osypywać i sa dość kruche. Jeśli chodzi o samo miasteczko, niestety nie da sie tego opisać inaczej, jak "hotelowa, betonowa dżungla". Hoteli jest tam aż za dużo, kompletnie psują urok. Większosc hoteli to molochy, zasłaniające widoki. Wzdłuż plaży ciagnie sie promenada z setkami barów, restauracji, jadłodalni i sklepików. Ceny niestety jak to w kurorcie sa obłędnie wysokie. Mieliśmy zamiar wynająć samochód lub skuter i objeździć okolice, ale stwierdziliśmy, że za wypożyczenie samochodu 130 euro za jeden dzień plus ubezpieczenie, plus 600euro depozytu, to jednak ciut przesada i darowaliśmy sobie. Poruszaliśmy się autobusami miejskimi, zarówno "Eva" jak i prywatną firmą - bardzo dobre połączenia, autobusy są niby co 10 minut, ale naprawdę znacznie częściej jeżdzą, łatwo jest się przesiąść z jednego do drugiego, a bilet kosztuje 1,50 euro na godzinę (w czasie godziny można sie dowolnie przesiadać).
Ferragudo to zdecydowanie mój numer jeden :))) tej wyprawy. Właściwie wioska rybacka, jakich wiele, jednak miała w sobie coś takiego, że tam mogłabym osiąść, zamieszkać... Mimo, że dostanie się tam z Praia Da Rocha zajęłoby mi 2 minuty wpław, niestety nie ma mostu ani żadnego bliskiego połączenia. Trzeba jechać najpierw do Portimao (my poszliśmy pieszo, bo tak najbardziej lubimy zwiedzać :) i w Portimao trzeba wsiąć w autobus miejski firmy Eva - tylko ta firma tam jeżdzi. Autobus mniej więcej co 40 minut, jednak warto. Jedzie przez metalowy most na drugą stronę rzeki i już jesteśmy w Ferragudo. Kierowaliśmy się w stronę latarni morskiej, wzdłuż ujścia rzeki. Miasteczko jest boskie, zauroczyło mnie kompletnie. Oddziela się starsza część od nowszej, z białymi willami, pięknymi balkonami i ogrodami. Idzie sie pod górkę, brukowanymi, wąskimi uliczkami... ucieszył nas brak turystów! :D Nareszcie... tylko czasem jakiś kot lub pies po drodze :) Wędrując tak, doszliśmy do kościółka, który znajduje się prawie przy samej rzece, jednak jest dość wysoko. Nie jest tak dobrze utrzymany, jak ten w Alvor niestety. Przydałby mu się remont i odnowa... na zewnątrz i w środku można zobaczyć bardzo stare, podniszczone już solidnie azulejos... oczywiście kościół był otwarty... dzwonnica co godzinę o pełnej godzinie wybija sygnał :) Idąc dalej, dochodzi się do niewielkiej plaży (niewielkiej w porównaniu do Praia Da Rocha)... nie jest to jednak plaża na otwartym oceanie, bo oddzielona falochronami, więc fale bardziej przypominają te na jeziorze... ja lubię morza szum, ptaków śpiew ... :) Po drodze mija się wysokie ogrodzenie zamku. Zamek jest prywatna posiadłością otoczoną jak już pisałam wysokim murem i kilkanastoma kamerami na ogrodzeniu. Podoba mi się to, że właściciele zadbali o to, by wszystko miało ręce i nogi, to znaczy dostosowali bramę i całą resztę do charakteru budowli :) Nawet nowoczesny domofon jest zasłonięty i wygląda... że tak powiem średniowiecznie :) I o to chodzi... nie psuje uroku :) Patrzac od strony wody, ma się wrazenie, ze ktoregos dnia podmyje ścianę zamku, bo jest on ewidentnie na plaży :) Z Ferragudo rozciąga się piękny widok na przystań jachtów, Portimao i Praia Da Rocha.
Silves było kiedyś stolicą Algarve. Ciekawe miasteczko z kościołem i ruinami mauretańskiego zamku, które bardzo ładnie sie prezentują, bo są położone na wzgórzu, poniżej miasteczko :)
Portimao to niezbyt ładne miesto pod względem estetycznym. Jest głównym miastem handlowo-portowym. Codziennie przypływają tu ogromne pasażerskie statki. Urokliwa, brukowana uliczka, jest jedyną tak łądną w mieście i przez to obleganą przez tłumy turystów. Polecam raczej spacer wzdłuż portu. W centum można taniej niż gdzie indziej kupić haftowane makatki. Są tu 2 kościoły warte obejrzenia, my niestety widzieliśmy tylko jeden, gdyż drugi był ogrodzony rusztowaniami i w remoncie. W tym otwartym trwały akurat przygotowania do ślubu i próby muzyczne. Na placach znajduja sie fontanny, w których skąpałam sie dla ochłody - i pomogło :D Polecam serdecznie wizytę w muzeum (Museu De Portimao)! W samym Portimao byliśmy siłą rzeczy kilka razy, gdyż, żeby gdziekolwiek dojechać z Praia Da Rocha, trzeba najpierw pojechać do Portimao i sie przesiąść w nastepny autobus. Za każdym razem i tak już tam będąc przechadzaliśmy sie w inne miejsca miasta. Do muzeum wybralismy sie ostatniego dnia pobytu, ale dobrze, że ześmy poszli. Jest to dawna fabryka sardynek, muzeum fantastycznie pokazuje pracę przy wyławianiu i dalszej "obróbce" sardynek. Oczywiscie wszystko było robione ręcznie, od puszek, po przygotowanie, mycie ryb, pakowanie ich do puszek. Jest też kilkanaście autentycznych maszyn, które pomagały w pracy pracownikom fabryki, jak na przykład wędzarnia, prasy, na których wyciskano puszki, wszystko dokładnie opisane, kolejne etapy przygotowania ryb i wytworzenia gotowych konserw. By wszystko sobie w głowie poukładac i dowiedzieć się co do czego konkretnie służyło, można poświęcić 10 minut i usiasc w kinie w muzeum, które na okrągło puszcza ten sam film, autentyczne zdjęcia pracy ludzi w tej fabryce. Sprawdza się to, gdyż nie ma tam opisów w języku angielskim, a jedynie po portugalsku. Chodząc po muzeum, niektórych rzeczy można sie tylko domyślać, ale po obejrzeniu filmu, wszystkie wątpliwości mijają. Muzeum dostało nawet nagrodę teraz w 2010 roku, choć wydaje mi sie, że opisy po angielsku, to minimum jakie powinno być. Jest też pomieszczenie poświęcone pokazaniu, jak budowano ręcznie łodzie, kutry i statki, ścinając drzewo i wycinając wszystko ręcznie, piłami... jak wycinano z dębów korkowych kółka, które przytrzymywały na powierzchni wody jeden koniec sieci (jak wiadomo korek nie tonie, a sieci muszą mieć jeden koniec lekki, a drugi obciążony). Piętro na górze poświęcone jest pamięci jednego z prezydentów Portugalii, który urodził się w Portimao. Muzeum jest bardzo ciekawe, polecam serdecznie :)
Sagres to typowa wioska rybacka, w której właściwie każdy zajmuje się rybami. Jest tam też duże bezrobocie. Na klifie, z daleka widać spore fortyfikacje, czyli Fortalaza de Sagres używane przez Henryka Żeglarza w XV wieku, jednak w środku oprócz starego kompasu nie ma zbyt wiele do oglądania.
Do Lagos jechalismy z przewodnikiem na wycieczkę fakultatywną. Jest to spore, stosunkowo gwarne miasto. Kiedyś było istotnym portem morskim, to stąd wypływały portugalskie statki na wyprawy w nieznane by w przyszłości wrócić albo nie. Jest kilka (chyba 3) replik starych statków. Można przyjemnie pospacerować po mieście, odwiedzając pobliskie sklepiki. Po drodze napotykamy na rozwidlenie dróg i 2 wieże kościelne. Po prawo kościoł (chyba św. Anny), po lewo kościół św. Antoniego (Igreja de Sano António). Żeby go zwiedzić trzeba kupić bilet. Po drodze przy głównej, brukowanej uliczce jest pomnik króla Sebastiana, który nie słuchając podpowiedzi starszych i bardziej doświadczonych doradców, źle skończył. Niedaleko znajdują się resztki, może lepiej nazwać to "pozostałości" po pierwszym, portugalskim targu niewolników, których tu przywożono z wypraw i handlowano nimi. Portugalczycy bardzo wstydzą sie tego i jest to dla nich przykra, aczkolwiek prawdziwa historia kraju. O handlu ludźmi mówią, ale zaraz się usprawiedliwiają :) Normalne przecież, że każdy kraj ma swoją historię nie zawsze chwalebną :) Targ niewolników wyglądał trochę jak podcienie, łuki - a nawet jak nasze krakowskie sukiennice :) Obok, wielkie pomieszczenie, w którym ich przetrzymywano, a także proch i ładowano na statki. Na placu, niedaleko fortyfikacji, w kierunku oceanu patrzy pomnik Henryka Żeglarza i wypatruje statków powracających z wypraw w nieznane.
Przylądek św. Wincentego, to miejsce, przez które nastepnej nocy miałam koszmary senne :) Poważnie! :) Dojechaliśmy tam autokarem, co nie było wcale straszne, piękne widoki po obu stronach... strasznie zaczęło sie robic, jak kierowca autokaru ze zgrabną precyzją zaczął wykręcać nim po wąskim parkinku klifu, pełnym innych autokarów. Musiałam zamknąć oczy. Odetchnęłam z ulgą, gdy wysiadłam, ale po rozejrzeniu się, wcale nie zrobiło mi się lepiej :) Carlos, nasz przewodnik, opowiadał, jak ludzie lubią sobie tu odbierać życie. Wcale sie nie dziwie, że akurat tu :) Klify wysokie na 80 metrów!!! Na dole masywne fale oceanu, uderzające o skały z wielka siłą. Na górze gdzie staliśmy żadnej barierki, za to kruchy, osuwający sie klif. Wrażenie niesamowite. Strasznie sie bałam, jak do bardzo bojaźliwych nie należę. Dziwiłam sie jak ludzie moga podchodzić na metr od przepaści, by zrobić zdjęcie. Czułam paraliż ze strachu. Masakra. Dalej wchodzi sie przez bramę, gdzie już jest ogrodzenie w postaci betonowego murka. Za murek nie miałam odwagi zajrzeć, czy się wychylić :) Jest tam też latarnia morska oraz mały sklepik z pamiątkami. Na całym horyzoncie nie uwidzisz ani jednego drzewa. Wieją tu zbyt silne wiatry, ocalały jedynie niskie krzewy. Podobnie wygląda prawie cale zachodnie wybrzeże. Carlos żartował, że jak mocniej zawieje, to czują zapach z McDonalds'a :) i że "far, far away only United States" :)
Ponta Da Piedade znajduje sie zaraz obok Lagos. Przepiękne formacje skalne, niedaleko Praia Dona Ana. Można pooglądać z góry, lub przepłynąć się łódką, oglądając od strony wody wapienną erozję i skalne jaskinie i dziwaczych kształtach. Wyprawa łodzia trwa pół godziny i kosztuje 10 euro za osobę. Uwaga na kruche skały :) Upadek, nie należałby do najprzyjemniejszych ;)
Spędzenie dnia w Zoomarine było znakomitym pomysłem. Wykupiliśmy sobie wycieczke z transportem, więc zawieziono nas na miejsce spod hotelu i odwieziono z powrotem o określonej godzinie. Juz na miejscu, przy wejściu dostaje się mapkę parku i tabelę z określonymi godzinami, kiedy, jakie pokazy się odbywają. Obeszliśmy wszystko po kolei, począwszy od wspaniałego pokazu wyszkolonych ptaków. Wszystko było bardzo ciekawie zorganizowane, osoby zajmujące się zwierzętami opowiadały o nich najpierw po portugalsku, a zaraz potem po angielsku. Każde zwierze było opisane przez opiekunów i opowiedziane pare słów o danym gatunku, skąd pochodzi itp. Następny był pokaz delfinów, które kompletnie mnie oczarowały. To sa tak cudne zwierzęta, że naprawdę nie można przejść obok nich obojętnie. Wytwarzają wkoło siebie wspaniałą atmosferę, ich uczucia między sobą są jak ludzkie. Przebywanie w ich towarzystwie, to czysta przyjemność. Były oczywiście pokazy całej rodzinki delfinów, są świetnie wyćwiczone, widać, że mnóstwo pracy kosztowało treserów nauczenie się wspólnego języka z nimi. Efekt super, każdemu polecam wybrać się na taki pokaz, jeśli tylko będzie mial okazję - gdziekolwiek, nie tylko w Portugalii. Naprawdę warto! Gołym okiem widać też jak wielka więź - wręcz przyjaźń łączy delfinki z ich opiekunami :) To samo dotyczy lwów morskich i fok, które równiez sie prezentowały, ale na innym wybiegu. Pokazy papug też były bardzo ciekawe. Dodam jeszcze, że kazdy pokaz jest 2 razy dziennie i przed kazdym pokazem jest jakaś smieszna scenka zagrana przez pracujących tam "clownów"... maja oni za zadanie rozśmieszyć i jakoś rozruszać publiczność przed pokazem, a takze ukrócić czas oczekiwania na zwierzątka. Musze powiedzieć, że dawno sie tak nie uśmiałam :)) Fajna współpraca z widownią i śmieszne skecze, stworzone przez ludzi, którzy nie robią tego na siłę, tylko maja do tego odpowiednie predyspozycje. Był miezy innymi pirat, którego zdjęcie niżej :) Coś dla starych i młodych, zresztą kazdy pokaz miał swoją historyjkę, a na końcu morał. Były też w międzyczasie podczas pokazów nauki dla dzieci (i nie tylko) na temat ochory środowiska, ochrony zwierząt, zaprzestaniu zabijania zwierząt dla futer oraz segregacji śmieci, wspaniała metoda wpajania dzieciom pewnych prawd poprzez zabawę. Delfiny na przykład są nauczone, by głośno oddychać, głęboko i wtedy cichnie muzyka, można posłuchać ich oddechu. To samo z ich "mową" oraz innymi dźwiękami, które potrafią wytwarzać :) Jednym słowem przyjemne z pożytecznym. Do tego w cenie biletu są zjeżdzalnie wodne, basen, kolejki, karuzele itp atrakcje. Nie ma problemu z przewinięciem dziecka, czy znalezieniem toalety, jest nawet lekarz na miejscu z punkcie medycznym. Wspaniała zabawa, polecam, my wspominamy bardzo miło :)
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Fajna podroz :-) tez jest na mojej liscie, miejsc do zobaczenia ... Jezeli chodzi o sympatycznosc portugalczykow jak piszesz to francuzi (korsykanie ) tez nie sa zbyt wylewni :-) Nie to co grecy i wlosi :-) Ale coz, co kraj to obyczaj :-) Pozdrawiam
-
;o)
-
Aniachal, myslę podobnie jak Ty... idąc tym tropem myslenia, to ja nawet nie znam prawdziwej Polski, bo w Polsce tez nie wszędzie byłam... :) Pozdrawiam :)
-
Mnie podobało się bardzo i mimo, że osobiście nie byłam w Portugalii to nie zgadzam się z twierdzeniem yennefer2010, że ten kawałek portugalii to nie jest prawdziwa Portugalia. No bo jak rozgraniczać to prawdziwe od nieprawdziwego? Który kawałek Polski jest prawdziwy, a który nie?
pozdrawiam
śliczne zdjęcia ;o) -
Dzoanaw dziékujé za plusika dla mojej podrózy do Portugalii :))
-
Witam, piekne zdjecia :) a tak poza tym, to chcialam dodac, ze prawdziwa Portugalia to nie Algarve. Jezeli widzieliscie tylko ten rejon to nie wiele widzieliscie. Koniecznie nalezy odwiedzic Polnoc kraju, pomieszkac troche w lokalnych motelikach lub na polach namiotowych, wziac udzial w procesjach/pochodach ludowych, odwiedzic Viana do Castelo, Ponte de Lima, Ponte de Barca, Braga, Porto, Guimaraes, Evora, i inne. wtedy mozna powiedziec ze choc troche liznelo sie Portugalii. Algarve jest ladne ale typowo turystyczne. Ludzie tez sa inni niz w innych, mniej popularnych turystycznie regionach. Portgulaczycy to bardzo mily, pogodny spokojny narod, i bardzo pomocny :) tylko z angielskim u nich marnie. polecam odwiedzic Polnoc i centrum Portugalii, zobaczycie wtedy ten kraj z innej perspektywy.
-
cena rewelacyjna, nigdzie na świecie tak nam się nie udało
-
Milanllo80 cieszę się, że Twoja podróż się udała :) Jestem baaaardzo ciekawa, gdzie znalazłeś auto na wynajem tak tanio - bo różnica w cenie kolosalna! A my naprawdę pytaliśmy w wielu miejscach, gdzie można auto wynająć.... tydzień za 76 euro za auto...? to podobna cena, jaka my słyszeliśmy wszędzie za jeden dzień - a tez nie wszędzie na jeden dzień można było wynająć - w większości na 3 dni minimum...
-
tyle tylko, że w okresie kiedy ja byłem w Portugalii, temperatury ok 25 C w dzień są tam normalką, o czym oprócz danych komputerowych z wieloletnia pogodą informowali mnie również miejscowi. Takie pomarańcze dopiero dojrzewają w owym czasie. Tymczasem w Polsce wówczas padał już śnieg i temperatury oscylowały wokół 0 - 3 C. Nawet w Italii przez którą wracałem było 10 C. Anomalny wyż u nas przyszedł dopiero później. Wyszło, że przywiozłem pogodę z Portugalii :)
-
hm... cóż mogę dodać, 15-18 stopni w listopadzie w Polsce to też nie jest norma, a tak było 1ego listopada , a na Krecie było niedawno 30 stopni, to nie jest jednak norma i zawsze tak nie jest :)
-
Na dniach wróciłem z Portugalii. Mimo, że zahaczyłem praktycznie o listopad, pogoda była wyśmienita, pływałem nawet w oceanie - to tak a propos sporów pogodowych tu toczonych. Tłumów turystów nie było, więc podróżowało się przyjemnie, ceny po sezonie super niskie. W sumie zrobiliśmy ok 1500 km, samochód strasznie tani, nowa polówka na tydzień za uwaga 76 euro (11 euro na dzień) + 100 euro zwrotnego depozytu, więc naprawdę tanio. Jeszcze nigdzie tak tanio nie wynajmowałem samochodu, nigdzie też nie poniosłem tak niskich wydatków jak w Portugalii. A cena do jakości ma się odwrotnie proporcjonalnie. Wrażenia z Portugalii wprost bombowe. Algarve rzeczywiście trochę ubogie w atrakcje, ale wszytsko nadrabiają piękkne plaże. Nijak się one jednak mają do majestatycznych, klifowych plaż zachodniego wybrzeża, zwłaszcza Costa Vincentina. Najbardziej utkwiło mi jednak w pamięci cudowne, dzikie Alentejo. Bogata historia, piękne warownie na szczytach gór i wzniesień, wszechobecne winnice i plantacje oliwek, cudowni ludzie... Ah Portugalia jest piękna :)
-
Mam rozumieć, że nie czytałeś?? :(
-
a, to całkowicie odwrotnie niż ja :)
-
Voy ! No prosisz się ... Nawet czytałam. ;););)
-
no widzisz jak fajnie :)
-
Była, była, 17 października :P Na dole jest komentarz z podziękowaniami, dawała plusiki na fotki, tylko na podróż nie dała :) heh, wszystko wiem :)
-
wcześniej to Kubdu pewnie nie dotarła tutaj :)
-
Albo zapomniałam ... :( albo ...
-
Dziękuję Kubdu... a wczesniej się nie należał? ;]
-
Po doszlifowaniu należy się plusior.
-
Siuniek, dziękuję bardzo za plusiki i zapraszam ponownie w wolnej chwili :))
-
Do końca nie dotarłam, ale za to co już widziałam i za przypomnienie eukaliptusowego zapachu daję plusa. A później wrócę na dłużej.
-
Januszwalentyn, dziękuję za odwiedziny w Portugalii :)
-
mj1945 Portugalia dziekuje za plusika :)
-
Tydzień byłoby za krótko... żałuję jedynie, że wynajem samochodów był tak drogi... gdyby nie to, zwiedzilibyśmy duuuuużo więcej :( Szkoda...
-
W sam raz! :-)
-
Smoku Wawelski, spędziliśmy tam bite 2 tygodnie :)
-
Nie doczytałem sie jak dlugo bylas w Portugalii, ale ewudentnie spędzilas ten czas miło i tresciwie :-)
-
Dziękuję Iwonka55h za odwiedziny Portugalii :)
-
Dzięki Voyu, pozdrowię :)
-
pozdrów męża :)
-
zwykłe ACDSee wystarczy, tam to się robi łatwo.
-
Nawet o tym rozmawialiśmy, że pewnie ktoś, kto by potrafi, szybko by to skorygował, niestety nie mammy takich możliwości ;)
-
:))) można teraz w jakimś programie obrócić
-
Hahaha, wiedziałam, że będzie poruszony ten problem :)) Przyznaję się bez bicia, że fotografujemy na dwa aparaty zawsze i melduję, że taki "przechył" ma mój małżonek ;) Już go zrugałam z tego powodu, bo większość jego panoram jest niestety z górki w którąś stronę... mówi, że teraz już będzie uważał ;P Moje są trochę prostrze, aczkolwiek niektóre też nieidealne, ale mogę zgonić to na czynniki atmosferyczne na przykład ;)
-
Niektóre zdjęcia są na prawdę ładne, a w wielu przydałoby się trochę wyprostować horyzonty :))
-
Milanello, mam nadzieje, ze niedlugo poczytam i Twojej wyprawie i poogladam fotki :) Zazdroszcze troche tego zapachu eukaliptusowego, który Twoje nozdrza beda mialy okazje powdychac :) Co do zdjec, to oczywiscie profesjonalistka nie jestem, ale pare ujec mi nawet wyszlo :) Dziekuje :)
Apropos, czytalam w przewodniku zdaje sie, ze w grudniu w Portugalii dojrzewaja pomarancze, a w styczniu kwitna migdalowce... to dopiero musi byc widok ;)) -
broni, toż ja nawet po łapkę na muchy nie sięgnąłem :) ja i tak wolę wrzesień ):
-
Voyagerku, trochę spokoju zalecam. Przecież nikt tu nie kieruje negatywnych komentarzy w Twoim kierunku. Piszę, jedynie, że kategorycznie nie wolno stywierdzać, że październik się nie nadaje. Otóż nadaje się ,temperatury średnie wliczają też noc, a jak wiadomo w nocy jest chłodniej, w dzień jest około 25 C i jest to wymarzona temperatura do zwiedzania. Wrzesień jak pisałem jest również świetny. Gorzej jedynie w typowo letnie okresy jak lipiec czy sierpień. Temperatury wówczas panujące skłaniają tylko ku leżeniu na plażach.
Z Maderą, którą zresztą świetnie nam zaprezentowałeś swymi zdjęciami, masz rację. Chochlik się wkradł i przekręcił nazwę. Biję uniżone ukłony i wzywam do zawieszenia broni :) W końcu nie wypada policzkować się na tak przyjaznym portalu, nieprawdaż :) -
ee, tam :) ja mam swoje poglądy na ten temat i potrafię czytać prognozy pogody. Jeśli ktoś lubi październik, to nie moja sprawa, ja wolę wrzesień.
-
Czerwony Arbuzie, Tobie również dzięki wielkie :)
-
Voyager747, milanello80 wyczuwam między Wami iskrzenie :) Dajcie spokój :)
-
Kubdu, Tobie również dziękuję :)
-
Dzięki amused.to.death za odwiedziny. Muszę do Twoich podróży podskoczyć w wolnej chwili koniecznie! :)
-
Sympatyczny wyjazd.
Ja swój wyjazd do Portugali wspominam baaardzo miło, chociaż się odbył zimą - na zwiedzanie było jednak w sam raz:) -
Sprawdzałem pogodę dla Faro, opadów znacznie więcej niż we wrześniu (ponad 4 razy), temperatury średnie : najwyższe :24-22 C, a najniższe średnie to 15-12 C. Temperatura wody w oceanie masakryczna 18 C, ale tu akrat nie dziwota.
Jak się będę kiedyś wybierał, to wybiorę wrzesień i to pierwszą połowę.
A..... ta wyspa się nazywa po polsku Madera ! :) -
Dziękuję i zapraszam serdecznie ponownie :)
-
...ciekawa relacja...i zdjęcia...jeszcze wrócę....
-
Sagnes80, Tobie również dziękuję za odwiedziny i za +++ :))
-
Aggie_2010, bardzo się cieszę, że Ci sie podoba :)